Oboje z mężem jesteśmy geologami. Pracujemy naukowo na uczelni i to jest nasza pasja. A psy? Znaczą dla nas dużo więcej, ponieważ są częścią naszej rodziny. Sześć dużych czworonogów mieszka z nami w domu i śpi w naszej sypialni. Czasem słyszymy, że ktoś cały swój wolny czas poświęca zwierzakom. To chyba niezbyt dużo. Nasze czworonogi zawsze są przy nas i towarzyszą nam w każdej chwili Czy to coś zdrożnego? Niektórzy uważają, że tak… Ale kochać psa "przez okno"? To nie dla nas.
Mimo posiadania dość licznego stada, nigdy nie mieliśmy, nie mamy i nie planujemy hodowli. Pies to dla nas przyjaciel, a nie towar. Nie ma w tym sprzeczności, że aż cztery nasze psie pociechy mają rodowód FCI, a tylko dwa pochodzą z adopcji. Nasze wybory były spontaniczne, chociaż nie zawsze najlepsze. Pewnych błędów staramy się jednak dzisiaj nie powtarzać. Szanujemy hodowców, dla których pies to przyjaciel, a hodowla to kosztowne hobby a nie źródło zysku. Niestety dzisiaj to coraz większa rzadkość... Hodowle różnych ras wyrastają "jak grzyby po deszczu", kwitnie handel pod szyldem hodowli domowych, teamów, grup, które coraz częściej są niestety fabrykami szczeniąt. Czy coś jeszcze może nas bardziej zaskoczyć niż hasło reklamowe jednej z hodowli "import/eksport"? Pies z przyjaciela człowieka w niektórych środowiskach został zdegradowany do towaru.
Dlaczego własna strona skoro nie mam hodowli i nie potrzebuję autoreklamy? Dla przyjemności. Dla umotywowania chęci robienia kolejnych i kolejnych zdjęć. A może jeszcze z innego powodu? Dużą rolę odegrało tu zapewne rozczarowanie bytnością na forach o tematyce związanej z bernardynami. Czasem wystarczy jedna osoba, żeby „zepsuć” nawet najlepsze forum. Dlaczego tak jest? Pytanie retoryczne. Chociaż pewnie dlatego, że są ludzie, którym do życia potrzeba kłótni bardziej niż powietrza…, ludzie, którzy tym lepiej się czują, im bardziej uda im się komuś dokuczyć. Dziś wiem, że funkcja „ignor” działa najskuteczniej.
Moja strona jest dla mnie zabawą i przyjemnością. Odpoczynkiem od pracy zawodowej i oderwaniem od rzeczywistości. Jest adresowana do moich bliskich i znajomych oraz do wszystkich życzliwych ludzi, którzy są miłośnikami psów. Wszystkich innych, tych mniej życzliwych i nieżyczliwych proszę o omijanie mojego adresu szerokim łukiem…
Z adresem tej strony wiążą się dla mnie bardzo miłe wspomnienia, ponieważ nie tak dawno był to adres pewnego bernardyniego forum adopcyjnego. Dzięki wspaniałym ludziom, którzy tam właśnie działali adoptowałam dwa psy w typie bernardyna, umownie zwane dalej bernardynami – 2 i pół letnią Zulę oraz 3-letniego Bartka, który po weryfikacji okazał się 6? 7-letnim staruszkiem, ale w niezłej jeszcze kondycji. W jesieni 2011 r. strona zakończyła swoją działalność, a domena została wystawiona na sprzedaż. Wahałam się dość długo, ale ostatecznie na początku grudnia kliknęłam kilka razy i adres był mój.
Nadal jednak nie miałam pomysłu ani żadnego uzasadnienia potrzeby posiadania strony… W końcu jednak doszłam do wniosku, że nie ma co kombinować i trzeba zabrać się do roboty…
A teraz pokrótce chciałam przedstawić nasze pierwsze psy, wilczury, od których zaczęła się nasza miłość do tych czteronożnych przyjaciół
Pierwszym psem był przejęty od koleżanki, trochę przypadkowo, 4-miesięczny owczarek niemiecki, suczka o imieniu Saba, która dożyła sędziwego wieku 16 lat. Charakter miała co prawda nienajlepszy, ale mimo to była do końca najukochańszym i najpiękniejszym psem na świecie. Żal po tej stracie łagodził nieco fakt, że pies odszedł w bardzo zaawansowanym wieku. Wilczury żyją bowiem średnio 13 lat. Mimo to nie mogliśmy się zdecydować co dalej. Każde skrzypnięcie podłogi kojarzyło się nam z psem i natychmiast przychodziła refleksja… przecież ona odeszła… Aż wreszcie po kilku miesiącach zadzwoniła kuzynka, która zajmowała się hodowlą małych terierów czeskich (niestety!), że u koleżanki urodziły się właśnie wilczurki. I tak ponad 13 lat temu trafiła do nas Aga. Niestety w 2013 r. zakończyła się jej wędrówka… Była bardzo schorowana, a dodatkowo niewidoma i głucha. Właśnie wtedy zamknął się też kolejny rozdział naszego życia. Dwa lata wcześniej przenieśliśmy się na wieś, ale to już zupełnie inna historia, zatytułowana przez nas „od wilczycy przez trzy bernardyny do mastifa angielskiego w jeden rok”. Później zamieszkały z nami kolejne psy, mastify angielskie i ostatecznie "zapuściliśmy korzenie" na wsi