Właśnie zrobiliśmy pierwszy krok. Mamy trzy wystawowe mastify i po kolei, zgodnie z wiekiem, zupełnie na poważnie realizujemy ich wystawowe kariery. Upłynął właśnie rok od czasu, kiedy nasza najstarsza wystawowa mastifka, obecnie 2,5 roczna Tina, czyli Princess Greentina z hodowli Eternity Celebrity, champion i młodzieżowy champion Polski, uzyskała pierwszego CACIBa na międzynarodowej wystawie w Opolu. Na końcowym porównaniu o tytuł Zwycięzca rasy, została pięknie wystawiona przez naszą mastifową koleżankę Małgorzatę, właścicielkę Deziry, Baksiego i Anubisa.
Maj jest dobrym okresem na wszelkiego rodzaje eskapady. Tym razem głównym kryterium naszego wyboru była odległość - nie dalej niż 1000 km. Najlepiej w górskie rejony i na południe, żeby było cieplej. Przy takich warunkach okazało się, że wybór jest ograniczony. W ten sposób trafiliśmy do Rumunii, w rejon Bucoviny, niedaleko granicy rumuńsko-mołdawskiej.
Jednak przeliczyliśmy się bardzo mocno! Co prawda blisko, ale poza Polską nie ma przecież na tej trasie autostrad. I tak pokonanie 2 000 km w obie strony zajęło nam 36 godzin, z astronomiczną średnią prędkością 57 km/h. Poza wieloma minusami, np. dziurawymi nawierzchniami, licznymi ograniczeniami prędkości do 30 km/h, a w skrajnych przypadkach nawet do 10 km/h, było też jednak wiele plusów. Piękne widoki, góry, serpentyny i koloryt lokalnej Rumunii. Jednym słowem naszą eskapadę należy zaliczyć do udanych.
W taki oto sposób na rumuńskiej prowincji współczesność przeplata się z tradycyjnym kiedyś sposobem podróżowania.
Naszym głównym celem był jednak udział w dwóch międzynarodowych wystawach psów. I tu kolejna niespodzianka. Wystawa niewielka, około 300 wystawców, na parkingu centrum handlowego. Statystyki uczestników i ras były do końca tajne, więc nie znaliśmy stawki. Domyślaliśmy się, że w Rumunii mastif jest niezbyt popularny, ale np. na pobliskiej Ukrainie są przecież hodowle tej rasy. W katalogu oprócz naszej Tiny figurował szczeniaczek, ale nie pokazał się na ringu.
Nie znaliśmy miejsowych zwyczajów, więc zgłosiliśmy się po odbiór numerów startowych w wyznaczonych godzinach, jeszcze przed rozpoczęciem sędziowania. Mieliśmy więc dużo wolnego czasu zanim przyszła nasza kolej. Była więc możliwość rozgrzewki przed głównym wystąpieniem
Ringi duże, a nasz mastifowy ogromny. Warunki do biegania świetne. Do fotografowania nieco gorsze, bo przeszkadzały namioty sędziowskie. Dlatego nie mamy zdjęć w pozycji wystawowej. Przynajmniej taka była oficjalna wymówka męża, który ostatnio niestety ze zmiennym zapałem pełni obowiązki wystawowego fotografa
Drugiego dnia zapał mojego męża do fotografowania ostygł jeszcze bardziej, co przełożyło się na dużo skromniejszą dokumentację.
W przerwie między wystawami korzystaliśmy z ładnej pogody i zwiedzaliśmy okoliczne zakątki. Tina była zafascynowana wodą przepływającą z dość dużym hukiem pod mostem.
Na finały szkoda nam było czasu. Mieliśmy w planach powrót inną trasą, tak aby jak najdłużej cieszyć się pięknymi górskimi widokami.