Zula w nowym domu, czyli na naszej kanapie
Oczami psa:
Nazywam się Daisy, ale wołają na mnie Zula. A oto moja najnowsza historia… Mieszkałam w Warszawie. Pewnego majowego dnia 2010 roku, całkiem dobrowolnie wskoczyłam do obcego samochodu i … obudziłam się w innym świecie… Spałam, chociaż chwilami mocno rzucało. Nie bałam się, ponieważ przez całą drogę jakaś dobra ręka głaskała mnie i drapała za uchem. Otworzyłam oczy, gdy umilkł silnik i zaległa cisza. Hm… Czyżby koniec podróży? Wyjrzałam nieśmiało przez okno. Nie było betonowych bloków, ulic z tysiącem aut, bawiących się dzieci. Tylko zieleń i cisza… Aż dzwoniło w uszach…
Wygląda nie najgorzej… Chyba nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo? Do odważnych świat należy! Rozejrzę się trochę…
Chyba mnie nie widać? Tak się skurczyłam, że chyba nikt mnie nie zauważy? Trochę się boję, ale ciekawość pcha mnie naprzód… Muszę znaleźć jakiś wygodny nocleg. No i coś do jedzenia…
A cóż to za potwór stoi na mojej drodze? Pojawił się tak nagle. Co robić… Na ucieczkę za późno… Ale wieeeelki! Ratunku!!! Ratuuuunku!!! Nie ma się gdzie schować! Ach, jak dobrze byłoby się zapaść pod ziemię… To chyba koniec… A mogło być tak pięknie…
Co robić? Co roooobić!!!
W nogi… Ile sił w łapach… Ale dokąd? Do samochodu… Ile tchu w piersiach…. Ratunku!!!
Przecież ten potwór jest mniejszy ode mnie. Ale ostrożności nigdy za dużo! Na wszelki wypadek udam, że go nie widzę. Wtedy chyba nic mi się nie stanie?
Zwyciężyłam! Sama nie wiem, jak to się stało… Ale jestem odważna! Mam swoje stado. Hurrra!!! Na razie małe, ale kto wie… Ale dobrze mi poszło… Teraz trzeba zdobyć dom!
Co dalej? Chyba pójdę pozwiedzać… Może trafi się jakaś kanapa? Przecież na tej zimnej, twardej podłodze dostanę odleżyn… Ale warunki… Po co mnie tu przywieźli? I zostawili samą… Eeee, przecież poradziłam sobie z potworem… Jestem taka odważna! Do dzieła…
Chyba nie o to chodziło… Co prawda miękko, ale… Ciasnooooo! Niewygodnieee… Łapy mi spadają.
Chyba mają tu coś większego?
Nie wygląda to dobrze… Spróbuję…
Spadnę! Tracę równowagę… Oj, zaraz sie potłukę! Skręcę łapę! Uderzę się o stół! Niewygodnieee…
Totalna porażka. Gdzie teraz?
To wygląda zachęcająco. Wreszcie coś w moim rozmiarze… Co dalej? Może drzemka? Należy mi się. Tyle się dzisiaj zdarzyło!
Co znowu! Czy nawet na chwilę nie mogę zamknąć oczu? Spacer? W tym zimnie? Przecież zamoczę sobie łapki… Ale warunki… No nie wiem, czy tu da się wytrzymać…
Już biegnę, biegnę! Tyle schodów… Nie ma windy! Do czegoś innego byłam przyzwyczajona… Czy to są warunki dla porządnego psa? Czy w ogóle ktoś tu o mnie zadba? Minęło pół godziny i nikt mnie nie głaskał… Prawie zginęłam w paszczy potwora…
Ładnie tu… Tyle przestrzeni… Może nie będzie tak źle…
Pobiegam trochę. W końcu dlaczego nie? Fajnie… Wiatr w uszach…
Ach!
Odpocznę… Tak dużo wrażeń!
Ale wielka micha! Specjalnie dla mnie? Jednak dbają tu o mnie! Nigdy takiej nie miałam…
Następnego dnia poszliśmy zwiedzać nieco dalsze okolice, za płotem. Było dużo wody. Mówili coś o powodzi, ale nie do końca zrozumiałam…
Prawie bezkresne łąki…
Jaka wygoda z tą wodą… Jest wszędzie.
Chyba już wiem o co chodziło z tą powodzią. Zalało kładkę i zamoczyłam sobie łapy. Pływałam też w stawiku i pani się martwiła, że mogę się przeziębić. Ale ja mam przecież wspaniałe futro! Ale jak dobrze, że ktoś się o mnie martwi… I pan stale robi mi zdjęcia. Powiedzieli, że jestem ich gwiazdeczką…
I poszli w siną dal… Człowiek i jego pies… Na zawsze razem… Na dobre i na złe…